LILY
Tydzień później.
Następnego dnia wyjdę ze szpitala. Jestem szczęśliwa, ale trochę się boję, bo już wiem, co się stanie. Staram się myśleć tylko o wspaniałym dniu, który spędzę z Duffem. Gdy wypisali go ze szpitala, codziennie przychodził na wizyty, a w nocy wchodził przez okno i zasypiał koło mnie. Wiem, że nie podoba się to chłopakom z zespołu. Ostatnio częściej się kłócili o to, że McKagan zbyt mało uwagi poświęca zespołowi, który jest dla niego tak ważny.
Wreszcie nadszedł ten dzień. Michael załatwił mi wczoraj jakieś normalne
ubrania. Przebrałam się i podeszłam do okna. W szybach karetek stojących na
parkingu odbijały się długie, złotawe promienie. Wszystko dookoła tętniło
życiem, nawet ja.
Odwróciłam się w stronę łóżek. McKagan leżał z głową schowaną w poduszce.
Po chwili złapał rękoma za ramy pryczy i podniósł się. Zasłoniłam oczy, bo
znowu zapomniał włożyć spodni i stał tam w samych bokserkach. Mrucząc coś w
stylu „Czego się tak wstydzisz?” założył dżinsowe rurki, koszulkę i wyskoczył
przez okno. Ja kulturalnie przeszłam przez główny hall i przywitałam się
radośnie ze wszystkimi recepcjonistkami.
DUFF
Oparłem się o mur. Już chyba piąty raz przeszła obok mnie ta sama dziwka.
Zarzuciła swoją grubą dupą i wróciła znowu. Przestałem zwracać na nią uwagę. Po
jeszcze kilku rundkach, poszła sobie. I dobrze.
Zobaczyłem Lily. Podbiegła do mnie i złapała moją rękę. Po chwili stanęła
jak wryta. Minę miała nietęgą.
- Ale… Co będziemy robić? – spytała.
- No nie wiem… - przypomniałem sobie, że ona nigdy nie była na zewnątrz. -
Idziemy na naleśniki? – zaproponowałem.
- Chętnie.
Poszliśmy do pierwszego lepszego baru naleśnikowego i zamówiliśmy dwie
wielkie porcje obficie polane syropem klonowym. Wcinaliśmy je szybko gadając o
rozrywkach dnia. Potem wyszliśmy na spacer do parku i karmiliśmy kaczki, które
pływały w stawie. Zaproponowałem, by zjeść obiad, lecz Lily nie była głodna.
Widać było jej radość z tych chwil – ciągle się uśmiechała, policzki jej
się zaróżowiły a oczy błyszczały. Cały czas podchodziła do czegoś i badała, jak
dziecko. Wciąż powtarzała mi, jaka jest szczęśliwa, że ten dzień spędza ze mną.
Cieszyłem się, bo wreszcie mogłem być spokojny o jej zdrowie. Mojemu skarbowi
wreszcie nic nie grozi.
Około godziny osiemnastej zabrałem ją do jakiegoś lepszego baru. Zamówiłem
dla nas po soku, pierwszy raz nie miałem ochoty na wódkę. Chyba chłopaki mają
rację - tak kobieta mnie zmienia.
Z głośników zabrzmiała spokojna,
cicha piosenka. Nie wiem kto był wykonawcą, ale podobała mi się. Wstałem,
ukłoniłem się dziewczynie i wyciągnąłem rękę zachęcająco.
- Zatańczysz? – spytałem.
Niepewnie wyciągnęła dłoń. Pociągnąłem
ją mocno i wyszliśmy na parkiet, nasze palce splotły się. Uśmiechnąłem się i
zawirowałem nią delikatnie. Zaśmiała się nieśmiało i przycisnęła mocniej do
mnie. Czułem się jak w niebie - w objęciach trzymałem dziewczynę, którą
kochałem bardziej niż kogokolwiek w moim życiu. Nasze spojrzenia się spotkały.
Pochyliłem się i wyszeptałem jej do ucha:
- Kocham Cię.
Drgnęła. A jeśli ona nie czuje tego samego?
Nie chcę jej stracić. Boże, co ja narobiłem...
Po chwili poczułem jej palce na swoim
policzku. Złapałem ją w talii i podniosłem do góry. Objęła mnie nogami w pasie
i przeczesała dłonią włosy uśmiechając się przy tym delikatnie. W końcu
otworzyła swoje maleńkie usteczka i wyszeptała:
- Ja ciebie też, Duffy.
Szczęście. To uczucie w brzuchu chyba
nazywa się prawdziwym szczęściem. Nigdy tego nie zaznałem. Aż do dziś.
Nagle poczułem miękkie wargi Lily na
swoich ustach. Oparłem się o ścianę i oddawałem subtelne pocałunki dziewczyny.
Objąłem ją mocno i wymruczałem:
- Teraz cię nie wypuszczę. Już nigdy.
Całowaliśmy się coraz mocniej i
namiętniej. Nasze oddechy przyspieszyły, rękami błądziłem po jej plecach. Stary
kelner przyglądał się nam zza lady. Pokręcił głową, jakbyśmy byli jakimiś
zboczeńcami i wyszedł przed lokal. Nie przejmowałem się tym, ważne, że byliśmy
razem.
- Lily... Może chodźmy do mnie, okej?
- Dobrze. - odpowiedziała i cmoknęła
mnie ostatni raz w usta.
Złapałem ją za rękę i skierowałem się
do mojego prywatnego mieszkania, które znajdowało się niedaleko.
LILY
Po kilku minutach drogi doszliśmy do
małego, kilkupiętrowego bloku. Weszliśmy po schodach na samą górę i stanęliśmy
przed drzwiami. Duff otworzył je kluczem, pchnął nogą i porwał mnie w ramiona.
- Co ty robisz? - zapytałam śmiejąc
się cicho.
W odpowiedzi pocałował mnie mocno i
przeniósł na rękach do mieszkania.
Było małe, ale przytulne. W kącie stał
stolik, a na nim wazonik z bukietem świeżych, czerwonych róż, które ładnie wyglądały
na tle białych ścian. Na podłodze leżały kowbojki McKagana i jakaś koszula w
kratę. Wniósł mnie do sypialni, przez co trochę się przestraszyłam.
- Ale... Ja... - zaczęłam cicho.
- Tak, kochanie? - spytał i muskał
delikatnie palcami moje usta.
- Ja nie wiem, czy to dobry pomysł.
Chcę tego.
Stanął jak wryty, spojrzał się na mnie
ze zdziwieniem i po chwili zaśmiał się.
- Widzę, że nie tylko ja mam zboczone
myśli. - powiedział.
Powoli składał na moich ustach słodkie
pocałunki. Nagle Michael stał się bardziej namiętny. Przygwoździł mnie do
łóżka, pochylił się i mocno pocałował w usta. Objęłam go w pasie i zjeżdżałam
rękami w dół. Chwyciłam za rąbek jego koszuli i podciągnęłam do góry uwalniając
go z niej. Położyłam dłonie na brzuchu blondyna i jeździłam nimi po całym
torsie. Zatrzymałam się przy sercu, które przyspieszyło delikatnie.
Próbowałam stłumić jęki, gdy muskał
wargami delikatną skórę na mojej szyi, a palcami próbował rozpiąć mi stanik.
Gdy wreszcie mu się to udało ściągnęłam z siebie wszystkie ubrania. Duff oparł
się o ramę łóżka i patrzył na mnie z uwielbieniem. Trochę mnie to speszyło i
zarumieniłam się spuszczając wzrok. Niespodziewanie poczułam ciepły dotyk w
okolicach talii. Spojrzałam na Duffa obejmującego mnie w pasie, a on tylko
wymruczał mi do ucha:
- Jesteś najpiękniejsza na świecie.
Kocham Cię.
Wszystkie wątpliwości rozwiały się.
Rozpięłam pasek Duffa i zsunęłam z niego spodnie. To, co działo się dalej
pozostanie naszą słodką tajemnicą.
***
Rozchyliłam powieki i pierwszą sceną,
jaką zobaczyłam, był słodki Duffy śpiący sobie obok mnie. Cmoknęłam go
delikatnie w usta, pogłaskałam po głowie i zeszłam z łóżka. Poszłam do kuchni,
wyjęłam kilka kromek chleba i posmarowałam je masłem. Dopiero w tym momencie
uświadomiłam sobie, jakie zbereźne rzeczy wyprawialiśmy w nocy. Zrobiłam się
cała czerwona, akurat w momencie, w którym do pomieszczenia wszedł zaspany Duff.
- Hej, kochanie. - mruknął zaspanym
tonem i pocałował mnie delikatnie w policzek. Chyba nie zauważył, jak bardzo
się zarumieniłam.
Po chwili otworzył szerzej oczy i
spojrzał się na mnie z uznaniem.
- Ładnie wyglądasz. - powiedział.
Pobiegłam do pokoju po jakieś ubrania.
Oczywiście musiałam nie zauważyć, że jestem naga. Brawa dla mnie.
- Idziemy na miasto? - zawołał blondyn
pożerając kanapki z szynką.
- Powinnam być jakieś 10 godzin temu w
szpitalu.
- To cię odprowadzę.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam
je, a w progu stał Slash. Spojrzał się na mnie i uśmiechnął się głupio.
- Widzę, że było ciekawie.
Byłam w samych majtkach i koszulce
Duffa. Znowu objawiam się swoją głupotą.
- Duff, jest sprawa. - powiedział
Saul.
- Jaka? - spytał blondyn zakładając
skórzane spodnie.
- Musisz zostawić swoją panienkę na
kilka miesięcy. Jedziemy w trasę po Europie.
Cisza.
- Co..? - spytałam cicho. W oczach
zapiekły mnie łzy. Wybiegłam z mieszkania McKagana i biegłam przed siebie
główną ulicą. Słyszałam za sobą wołania Michaela.
Uciec. Uciec jak najdalej.