DUFF
Dwa tygodnie
później.
Wszystko
przepadło.
Błagałem ją
na kolanach, żeby mi wybaczyła. Przesyłałem listy, kwiaty, przekazywałem
wiadomości przez pielęgniarki. Raz nawet włamałem się przez okno do jej sali,
ale zgarnęła mnie przejeżdżająca policja. Straciłem ją. Tak szybko ją
straciłem.
Stała tam. Była piękna jak zawsze.
Jej oczy były czerwone, a policzki mokre od łez. Otworzyła swoje cudowne usta i
powiedziała:
- Wiedziałeś o wszystkim, prawda?
Wiedziałeś wcześniej o tym, że opuszczasz Los Angeles?
Spuściłem głowę. Byłem pewny, że Lily
dobrze znała odpowiedź. Po chwili ciszy usłyszałem szept:
- A ja tak ci ufałam.
Usłyszałem odgłos ucichających
kroków. Odeszła.
"Duff, ty idioto! Idź za nią, no
już!" - myślałem, lecz nie ruszyłem się z miejsca. W tej chwili wszystko
straciło jakikolwiek sens.
Jutro lecę
do Hiszpanii. To koniec.
Omiotłem
spojrzeniem pokój. Mój wzrok zatrzymał się na stole. Stałem tak chwilę, aż
wreszcie sięgnąłem po kartkę papieru i długopis. Nabazgrałem na nim kilka zdań,
zgiąłem papier na pół i wybiegłem z mieszkania.
Podczas
dramatycznego biegu do szpitala w mojej głowie cały czas tkwiła jedna scena,
która wszystko zniszczyła, a jednocześnie była taka piękna.
Poczułem delikatne opuszki palców
Lily na swojej klatce piersiowej. Jeździła nimi powoli po całym moim brzuchu,
badała każdy skrawek mojego ciała. Zatrzymała się na chwilę przy sercu, które
mocniej zabiło. Wtuliła się we mnie mocniej i nachyliła do pocałunku. Musnąłem
subtelnie jej wargi.
- Nigdy mnie już nie opuścisz,
prawda? - spytała cicho.
Drgnąłem. Wiedziałem, ż niedługo
wyjeżdżam w trasę, ale nie chciałem niszczyć tej chwili.
- Coś się stało? - spytała szatynka
wpatrując się we mnie zdziwionym spojrzeniem.
- Nie. Nigdy cię nie opuszczę,
obiecuję. - powiedziałem po dłuższym zastanowieniu.
Skłamałem. W swoim życiu wiele razy
kłamałem, ale teraz, gdy patrzyłem się w jej oczu i dawałem złudną nadzieję,
czułem się jak śmieć.
Następnego
dnia.
Wstałem
wcześnie rano i pośpieszyłem z walizkami na lotnisko. Złapałem przejeżdżającą
taksówkę i wyjechałem. Minuty strasznie się dłużyły, bo cały czas miałem
nadzieję, że ujrzę jeszcze moją ukochaną, ba, że mi przebaczy.
- Hej. -
usłyszałem i cofnąłem się w stronę drzwi ze strachu. Na szczęście obok mnie w
samochodzie siedział Steven. - Boisz się latać?
- Nie... -
odpowiedziałem. Nie chciało mi się z nim rozmawiać, więc jak tylko taksówka się
zatrzymała, wyskoczyłem z niej, zabrałem bagaże i popędziłem ku lotnisku.
Wszedłem
przez wielkie wrota, gdzie czekała już reszta zespołu poza Stevenem. Usiadłem
na krześle i czekałem. Urywki rozmów mieszały mi się z myślami.
- Prosimy o
pozostawienie bagaży i przejście...
Lily...
- Ej Axl,
musisz zdjąć ten...
Lily...
- Duff, musimy
iść.
Ocknąłem
się. Wszystkie nadzieje prysły. Została mi pustka w sercu.
Wstałem i
ruszyłem ku bramce. Już miałem przez nią przechodzić, gdy usłyszałem słodki,
dziewczęcy głos.
- Nawet się
ze mną nie pożegnasz, Duff?
Odwróciłem
się. Naprzeciwko mnie stała Lily. Uśmiechała się smutno i patrzyła się prosto w
moje oczy, tak, jakby chciała mnie przejrzeć, odkryć kim naprawdę jestem.
- Lily... -
wyszeptałem. - Ja... Przepraszam. Kocham cię bardziej niż kogokolwiek na
świecie i nie chciałem cię zranić. Błagam...
- Musi pan
iść... - powiedziała cicho stewardessa, która stała za drewnianym biurkiem.
Usłyszałem
tylko cichy tupot stóp. Lily przybliżyła usta do mojego ucha i szepnęła:
- Zamknij
oczy.
Zrobiłem to,
co mi kazała. Poczułem, jak delikatnie chwyta mnie za dłoń. Ścisnąłem ją mocno.
Subtelny dotyk jej ciepłych warg na moich ustach działał jak balsam na duszę.
Wszystkie niepokoje, troski, problemy... Przestały istnieć. Liczyła się tylko
ona.
- Nie chcę
być znowu sama. Nie mam nikogo, rozumiesz? Wszyscy... Umarli. Zostałeś mi tylko
ty.
Otworzyłem
oczy. Zobaczyłem pojedyncze krople na policzkach Lily. Złapałem ją w talii i
uniosłem do góry. Oplotła mnie nogami w pasie.
- Wrócę jak
najszybciej się da i będę codziennie dzwonił. Jak przyjadę i będziesz już
całkiem zdrowa, nie odstąpię cię ani na krok. Kocham cię, moja mała Lily.
Pocałunek złączył
nas ze sobą. Czułem, że strach opuścił moją małą, że już nie boi się
przyszłości. A najważniejsze było to, że mi przebaczyła.
Tkwiliśmy w
tym cudownym uniesieniu, dopóki stewardessa oznajmiła wymownym, głośnym
chrząknięciem, że trzeba już iść do samolotu. Spojrzałem ostatni raz w stronę
szatynki i puściłem jej dłoń. Wymieniliśmy się ostatnimi na długi czas
uśmiechami i pobiegłem z walizką do samolotu.
Kiedyś odlecimy razem... Spojrzymy na ziemie pod nami i nie będziemy patrzyć wstecz... Nie będziemy oglądać sie za siebie... Zostaniemy razem, na zawsze.
LILY
Tak,
wybaczyłam mu. Zrozumiałam, że on mnie nie wykorzystał. Chciał, bym była
szczęśliwa, choć przez jeden dzień.
Trzymałam w
ręku zdjęcie Duffa, na którym słodko uśmiechał się do aparatu. Pamiętam jeszcze
ten dzień.
- Ej, Duffy, mogę zrobić ci zdjęcie?
- zawołałam do blondyna, który stał w przeciwległym kącie sali.
Wyciągnęłam do niego aparat kupiony
przez niego poprzedniego dnia. Prawie nacisnęłam spust migawki, gdy usłyszałam
jego wrzask:
- Czekaj!
Odwrócił się do lustra wiszącego przy
ścianie i poprawił swoje włosy. Nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się
głośno.
- Co cię tak śmieszy? - spytał
obrażonym tonem.
- Ty bardziej dbasz o wygląd niż ja.
No dobra, przygotuj się.
Poprawił ramoneskę i przyjął seksowną
pozę.
- Uśmiechnij się, takiego cię lubię
najbardziej. - powiedziałam.
Pochylił się i obdarzył mnie słodkim
uśmiechem, który został uwieczniony na fotografii. Potem jeszcze długo się
wygłupialiśmy, śmiejąc się przy tym jak dzieci.
- Teraz chcę mieć z tobą, choć. -
powiedziałam i odsunęłam aparat od siebie. McKagan objął mnie w pasie i
przytulił do siebie mocno. Poczułam dreszcz przechodzący przez całe moje ciało.
Po chwili się ogarnęłam i wróciłam do robienia zdjęcia. Zanim przycisnęłam
spust migawki poczułam usta Michaela na moim policzku. Oszołomiona stałam tam
jak wryta, a on wyciągnął mi aparat z ręki i wybiegł przez okno rzucając
wesołe:
- Pójdę je wywołać, zaraz będę.
Urocza
fotografia, na której Duff całował mnie w policzek była pod spodem.
Przyglądałam się jej długo, aż w końcu włożyłam ją do kieszeni i ruszyłam w
drogę do szpitala.
Kochać
to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet
jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem
egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie,
jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew
własnemu. *
AXL
- Siadać, siadać!
- krzyczał Steven i rozpychał się w ciasnym korytarzyku pomiędzy samolotowymi
siedzeniami.
- Już
jestem! - wpadł zdyszany Duff. Oczy miał opuchnięte. Płakał. Ta Lily robi z
niego ciotę.
Stałem tam i
myślałem o wszystkim. Dopiero potem zauważyłem, że nie mam z kim siedzieć.
Wystawili mnie. Zajebiście.
Ruszyłem do
przodu, gdzie siedziała reszta zespołu, lecz po chwili zatrzymałem się. Ktoś
pociągnął mnie za rękaw kurtki.
- Siadaj. -
usłyszałem cichy głos.
Należał do pięknej,
rudowłosej dziewczyny.
"O
Boże. Ona jest... Cudowna." - myślałem. Otrząsnąłem się po chwili,
usiadłem obok niej i powiedziałem.
- Jestem
Axl, a ty?
*Vincent van Gogh
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA <3
OdpowiedzUsuńBeatko, słońce moje, moja bestio zdolna!
normalnie piękne to! i w ogóle awrr te wspomnienia i kurwa jaram się <3<3<3<3
tyle miłości!
SGJKFLEEWEFGBGHRJKBJRNEMKWL <3
OdpowiedzUsuńSoł, widzę, że Lily jednak nie jest taką idiotką i pojęła, że McKagan ją kocha. Urocze ;3 Kurdę, będzie AXL! Axl, Axl, Axl! Może mi się wydaje, ale zazwyczaj jeśli chodzi o jakieś romanse to Axl nie odgrywa tam dużej roli, mhm. Ruda dziewczyna, rudzielce się dobrały ^_^ Chociaż może to tak se tylko usiedli, chociaż nieeee, nie sądzę. I nie pieprz, że nie wyszło, bo wyszło. Ładnie opisałaś , że była zawiedziona itp. i też to, że Duff się czuł z tym źle (whatever xD) Może jakoś szczególnie akcja nie postąpiła do przodu, ale rudy i ruda 'bhGJEKelghfkjl;w'vfhbjkwlml;, <3
Zajebiste jest ogólnie :3 <3
Kurde,żałuję,że dopiero teraz trafiłam na tego bloga , bo jest zajebisty. Na prawdę. Uwielbiam go .
OdpowiedzUsuńKurde wszystko ma być idealnie i będzie . Będzie .
Gdy on wróci ,będą najcudowniejszą parę pod słońcem
rude +rude = ♥
KURDE GENIALNE.
+ byłabym wdzięczna jakbyś mogła mnie informować
http://byswag.blogspot.com/