niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział 6



DUFF

Dwa tygodnie później.

Wszystko przepadło.

Błagałem ją na kolanach, żeby mi wybaczyła. Przesyłałem listy, kwiaty, przekazywałem wiadomości przez pielęgniarki. Raz nawet włamałem się przez okno do jej sali, ale zgarnęła mnie przejeżdżająca policja. Straciłem ją. Tak szybko ją straciłem.

Stała tam. Była piękna jak zawsze. Jej oczy były czerwone, a policzki mokre od łez. Otworzyła swoje cudowne usta i powiedziała:
- Wiedziałeś o wszystkim, prawda? Wiedziałeś wcześniej o tym, że opuszczasz Los Angeles?
Spuściłem głowę. Byłem pewny, że Lily dobrze znała odpowiedź. Po chwili ciszy usłyszałem szept:
- A ja tak ci ufałam.
Usłyszałem odgłos ucichających kroków. Odeszła.
"Duff, ty idioto! Idź za nią, no już!" - myślałem, lecz nie ruszyłem się z miejsca. W tej chwili wszystko straciło jakikolwiek sens.

Jutro lecę do Hiszpanii. To koniec.

Omiotłem spojrzeniem pokój. Mój wzrok zatrzymał się na stole. Stałem tak chwilę, aż wreszcie sięgnąłem po kartkę papieru i długopis. Nabazgrałem na nim kilka zdań, zgiąłem papier na pół i wybiegłem z mieszkania.
Podczas dramatycznego biegu do szpitala w mojej głowie cały czas tkwiła jedna scena, która wszystko zniszczyła, a jednocześnie była taka piękna.

Poczułem delikatne opuszki palców Lily na swojej klatce piersiowej. Jeździła nimi powoli po całym moim brzuchu, badała każdy skrawek mojego ciała. Zatrzymała się na chwilę przy sercu, które mocniej zabiło. Wtuliła się we mnie mocniej i nachyliła do pocałunku. Musnąłem subtelnie jej wargi.
- Nigdy mnie już nie opuścisz, prawda? - spytała cicho.
Drgnąłem. Wiedziałem, ż niedługo wyjeżdżam w trasę, ale nie chciałem niszczyć tej chwili.
- Coś się stało? - spytała szatynka wpatrując się we mnie zdziwionym spojrzeniem.
- Nie. Nigdy cię nie opuszczę, obiecuję. - powiedziałem po dłuższym zastanowieniu.
Skłamałem. W swoim życiu wiele razy kłamałem, ale teraz, gdy patrzyłem się w jej oczu i dawałem złudną nadzieję, czułem się jak śmieć.

Następnego dnia.

Wstałem wcześnie rano i pośpieszyłem z walizkami na lotnisko. Złapałem przejeżdżającą taksówkę i wyjechałem. Minuty strasznie się dłużyły, bo cały czas miałem nadzieję, że ujrzę jeszcze moją ukochaną, ba, że mi przebaczy.
- Hej. - usłyszałem i cofnąłem się w stronę drzwi ze strachu. Na szczęście obok mnie w samochodzie siedział Steven. - Boisz się latać?
- Nie... - odpowiedziałem. Nie chciało mi się z nim rozmawiać, więc jak tylko taksówka się zatrzymała, wyskoczyłem z niej, zabrałem bagaże i popędziłem ku lotnisku.
Wszedłem przez wielkie wrota, gdzie czekała już reszta zespołu poza Stevenem. Usiadłem na krześle i czekałem. Urywki rozmów mieszały mi się z myślami.
- Prosimy o pozostawienie bagaży i przejście...

Lily...

- Ej Axl, musisz zdjąć ten...

Lily...

- Duff, musimy iść.

Ocknąłem się. Wszystkie nadzieje prysły. Została mi pustka w sercu.

Wstałem i ruszyłem ku bramce. Już miałem przez nią przechodzić, gdy usłyszałem słodki, dziewczęcy głos.
- Nawet się ze mną nie pożegnasz, Duff?
Odwróciłem się. Naprzeciwko mnie stała Lily. Uśmiechała się smutno i patrzyła się prosto w moje oczy, tak, jakby chciała mnie przejrzeć, odkryć kim naprawdę jestem.
- Lily... - wyszeptałem. - Ja... Przepraszam. Kocham cię bardziej niż kogokolwiek na świecie i nie chciałem cię zranić. Błagam...
- Musi pan iść... - powiedziała cicho stewardessa, która stała za drewnianym biurkiem.
Usłyszałem tylko cichy tupot stóp. Lily przybliżyła usta do mojego ucha i szepnęła:
- Zamknij oczy.
Zrobiłem to, co mi kazała. Poczułem, jak delikatnie chwyta mnie za dłoń. Ścisnąłem ją mocno. Subtelny dotyk jej ciepłych warg na moich ustach działał jak balsam na duszę. Wszystkie niepokoje, troski, problemy... Przestały istnieć. Liczyła się tylko ona.
- Nie chcę być znowu sama. Nie mam nikogo, rozumiesz? Wszyscy... Umarli. Zostałeś mi tylko ty.
Otworzyłem oczy. Zobaczyłem pojedyncze krople na policzkach Lily. Złapałem ją w talii i uniosłem do góry. Oplotła mnie nogami w pasie.
- Wrócę jak najszybciej się da i będę codziennie dzwonił. Jak przyjadę i będziesz już całkiem zdrowa, nie odstąpię cię ani na krok. Kocham cię, moja mała Lily.
Pocałunek złączył nas ze sobą. Czułem, że strach opuścił moją małą, że już nie boi się przyszłości. A najważniejsze było to, że mi przebaczyła.
Tkwiliśmy w tym cudownym uniesieniu, dopóki stewardessa oznajmiła wymownym, głośnym chrząknięciem, że trzeba już iść do samolotu. Spojrzałem ostatni raz w stronę szatynki i puściłem jej dłoń. Wymieniliśmy się ostatnimi na długi czas uśmiechami i pobiegłem z walizką do samolotu.

 

Kiedyś  odlecimy razem... Spojrzymy na ziemie pod nami i nie będziemy patrzyć wstecz... Nie będziemy oglądać sie za siebie... Zostaniemy razem, na zawsze.

LILY

Tak, wybaczyłam mu. Zrozumiałam, że on mnie nie wykorzystał. Chciał, bym była szczęśliwa, choć przez jeden dzień.
Trzymałam w ręku zdjęcie Duffa, na którym słodko uśmiechał się do aparatu. Pamiętam jeszcze ten dzień.

- Ej, Duffy, mogę zrobić ci zdjęcie? - zawołałam do blondyna, który stał w przeciwległym kącie sali.
Wyciągnęłam do niego aparat kupiony przez niego poprzedniego dnia. Prawie nacisnęłam spust migawki, gdy usłyszałam jego wrzask:
- Czekaj!
Odwrócił się do lustra wiszącego przy ścianie i poprawił swoje włosy. Nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się głośno.
- Co cię tak śmieszy? - spytał obrażonym tonem.
- Ty bardziej dbasz o wygląd niż ja. No dobra, przygotuj się.
Poprawił ramoneskę i przyjął seksowną pozę.
- Uśmiechnij się, takiego cię lubię najbardziej. - powiedziałam.
Pochylił się i obdarzył mnie słodkim uśmiechem, który został uwieczniony na fotografii. Potem jeszcze długo się wygłupialiśmy, śmiejąc się przy tym jak dzieci.
- Teraz chcę mieć z tobą, choć. - powiedziałam i odsunęłam aparat od siebie. McKagan objął mnie w pasie i przytulił do siebie mocno. Poczułam dreszcz przechodzący przez całe moje ciało. Po chwili się ogarnęłam i wróciłam do robienia zdjęcia. Zanim przycisnęłam spust migawki poczułam usta Michaela na moim policzku. Oszołomiona stałam tam jak wryta, a on wyciągnął mi aparat z ręki i wybiegł przez okno rzucając wesołe:
- Pójdę je wywołać, zaraz będę.

Urocza fotografia, na której Duff całował mnie w policzek była pod spodem. Przyglądałam się jej długo, aż w końcu włożyłam ją do kieszeni i ruszyłam w drogę do szpitala.
Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć poz­wo­lić ko­muś odejść, na­wet jeśli darzy się go wiel­kim uczu­ciem. Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew własnemu. *

AXL

- Siadać, siadać! - krzyczał Steven i rozpychał się w ciasnym korytarzyku pomiędzy samolotowymi siedzeniami.
- Już jestem! - wpadł zdyszany Duff. Oczy miał opuchnięte. Płakał. Ta Lily robi z niego ciotę.
Stałem tam i myślałem o wszystkim. Dopiero potem zauważyłem, że nie mam z kim siedzieć. Wystawili mnie. Zajebiście.
Ruszyłem do przodu, gdzie siedziała reszta zespołu, lecz po chwili zatrzymałem się. Ktoś pociągnął mnie za rękaw kurtki.
- Siadaj. - usłyszałem cichy głos.
Należał do pięknej, rudowłosej dziewczyny.
"O Boże. Ona jest... Cudowna." - myślałem. Otrząsnąłem się po chwili, usiadłem obok niej i powiedziałem.
- Jestem Axl, a ty?

*Vincent van Gogh

3 komentarze:

  1. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA <3
    Beatko, słońce moje, moja bestio zdolna!
    normalnie piękne to! i w ogóle awrr te wspomnienia i kurwa jaram się <3<3<3<3
    tyle miłości!

    OdpowiedzUsuń
  2. SGJKFLEEWEFGBGHRJKBJRNEMKWL <3
    Soł, widzę, że Lily jednak nie jest taką idiotką i pojęła, że McKagan ją kocha. Urocze ;3 Kurdę, będzie AXL! Axl, Axl, Axl! Może mi się wydaje, ale zazwyczaj jeśli chodzi o jakieś romanse to Axl nie odgrywa tam dużej roli, mhm. Ruda dziewczyna, rudzielce się dobrały ^_^ Chociaż może to tak se tylko usiedli, chociaż nieeee, nie sądzę. I nie pieprz, że nie wyszło, bo wyszło. Ładnie opisałaś , że była zawiedziona itp. i też to, że Duff się czuł z tym źle (whatever xD) Może jakoś szczególnie akcja nie postąpiła do przodu, ale rudy i ruda 'bhGJEKelghfkjl;w'vfhbjkwlml;, <3
    Zajebiste jest ogólnie :3 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde,żałuję,że dopiero teraz trafiłam na tego bloga , bo jest zajebisty. Na prawdę. Uwielbiam go .
    Kurde wszystko ma być idealnie i będzie . Będzie .
    Gdy on wróci ,będą najcudowniejszą parę pod słońcem
    rude +rude = ♥
    KURDE GENIALNE.
    + byłabym wdzięczna jakbyś mogła mnie informować
    http://byswag.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń