środa, 13 lutego 2013

Rozdział 8



DUFF

- Ale... Jak to? - spytałem drżącym głosem. - Nie, tylko nie Lily, ona nie może umrzeć!
- Szanse na to, że urodzi dziecko, a jej zdrowie nie ucierpi są minimalne. Poza tym noworodek może odziedziczyć chorobę po matce.
 Zamarłem. Teraz decyzja należy do Lily. Wpatrywałem się w białe kafelki okrywające przeciwległą ścianę i myślałem. O Lily. O sensie mojego życia, o osobie, dla której żyję.
 Nagle usłyszałem cichy i słaby głos mojej ukochanej:
- Duffy.
Obróciłem się i spojrzałem na dziewczynę. Jej oczy nie patrzyły się już pusto na sufit, spojrzenie szatynki skierowane było na mnie.
- Może nas pan zostawić samych? - spytałem doktora Clayda, który zaraz po usłyszeniu moich słów odłączył Valience od kroplówki i wyszedł z sali.
- Przepraszam, Kochanie. - powiedziałem i złapałem ją delikatnie za rękę.
- Nie przejmuj się. - szepnęła i pogłaskała mnie po głowie.
- Co teraz zrobimy? - spytałem. Uklęknąłem i schowałem twarz w jej dłoniach. - Chyba jedynym wyjściem jest aborcja.
 Poczułem mocny ból w klatce piersiowej. Moje ciało przesunęło się mocno w bok. Ta mała, słaba dziewczyna mnie kopnęła! Wpatrywałem się ze zdziwieniem na Valience, która mierzyła mnie gniewnym wzrokiem.
- Kpisz sobie ze mnie?! - zapytała. - Jak możesz tak myśleć?! Aborcja?! Nigdy nie zabiłabym dziecka!
- Umrzesz, jeśli je urodzisz! Rak powróci, bo będziesz osłabiona! Nie rozumiesz, że chcę tego dla twojego dobra?! - wykrzyczałem i podszedłem bliżej.
- To twoje dziecko, McKagan! Pomyśl o tym! A może ty go w ogóle nie chcesz?!
- Chcę! Ale bardziej niż na nim zależy mi na tobie! Nie potrafię bez ciebie żyć, ta trasa była dla mnie męczarnią, bo nie byłem z tobą! A teraz wybierasz śmierć?!
- Wybrałam życie, ale dla mojego dziecka!
- Ono też może umrzeć! - wrzasnąłem.
- A może przeżyje? Daj mu żyć! - krzyknęła.
Odwróciłem się do okna. Byłem wściekły. Dlaczego ona nie może zrozumieć, jak bardzo ją kocham?
Poczułem czyjeś ciepłe ręce na swoim brzuchu. Obróciłem się i spojrzałem w zielone oczy Lily. Obejmowała mnie w pasie i uśmiechała się subtelnie. Po chwili podniosła koszulkę do góry.
- Patrz. - szepnęła i położyła moją dłoń na swoim brzuchu. - Gdzieś tam jest twoje dziecko. Nasze dziecko.
Cała złość minęła. Już wiem, jak ona się czuje. Kocha tego szkraba. Tak, jak ja.
- Kocham cię. - powiedziałem i delikatnie musnąłem wargami jej usta.
- Ja ciebie też, Duff. I nie umrę. Będziemy razem. Na zawsze.

AXL

Elisabeth wróciła z nami do L.A. Znalazła tu pracę jako kelnerka w jakimś barze. Często wychodziliśmy razem na drinka. Dobrze się dogadywaliśmy, więc chłopaki nie mieli do mnie żalu, że spędzam z nią więcej czasu niż z nimi.
Siedzieliśmy właśnie we dwoje w jakiejś restauracji. Po chwili rozmowy z El poczułem, że znowu odpływam. Zakręciło mi się w głowie i lekko ścisnęło w skroniach.

Ciemność.

Wszędzie czerń. Stałem w miejscu i wpatrywałem się martwy punkt. Skuliłem nogi do siebie i włożyłem między nie głowę. Już nie mogłem wytrzymać. Zawsze to samo.
- Zaczynam świrować... - mruknąłem do siebie.
Po kilku minutach z oczu pociekły mi łzy.
- Dlaczego? Dlaczego ja?! - wrzeszczałem i wycierałem łzy z policzków. - Nie mogę tak żyć! Wiecznie boję się, że znowu tu trafię! Co się dzieje?! - wydarłem się.

- Axl! Axl, obudź się! Axl! - usłyszałem kobiecy krzyk.
Nagle wszystko wróciło na swoje miejsce. Siedziałem na atłasowym krześle w jakiejś restauracji.
Poczułem silne szarpnięcie w ramieniu i usłyszałem szept dziewczyny:
- Chodź Rose, muszę z tobą pogadać.
Przeszliśmy parę ulic i weszliśmy do mojego skromnego mieszkanka. Usiadłem na łóżku, a Elisabeth zapaliła światło i usadziła się obok. Jej oczy odnalazły mój wzrok. Patrzyliśmy się na siebie przez chwilę, aż wreszcie się odezwała:
- Axl, coś jest nie tak, prawda? Zdarza się, że jesteś nieobecny, krzyczysz bez powodu, płaczesz... Powiedz mi, proszę.
I co tu powiedzieć? Że jestem na skraju załamania? Że mam ochotę pójść i powiesić się? Że jestem jakiś chory psychicznie?
- Wszystko jest okej. - powiedziałem.
- Axl? - spytała.
- Tak?
- Gdyby wszystko było okej, nie płakałbyś teraz.
Dotknąłem policzka. Był mokry. Szlag.
Skuliłem nogi, odwróciłem wzrok i myślałem. Powiedzieć jej czy nie? Dobra, powiem.
- Czasem, tak jakby... Odpływam. Odchodzę od rzeczywistości i widzę ciemność. Wszędzie ciemność. To jest straszne, boję się. - szepnąłem i ukryłem twarz w dłoniach.
El delikatnie objęła mnie i szeptała mi do ucha "Nie bój się, jestem z tobą. Ja cię obronię.". W końcu powstrzymałem łzy i wstałem.
- Jestem mężczyzną. Poradzę sobie z tym, ale potrzebuję pomocy.
- Ja Ci pomogę, jeśli chcesz. - powiedziała i przybliżyła się do mnie.
Chwilę ciszy przerwałem słowem:
- Chcę.
Podszedłem, pocałowałem ją w policzek i położyłem się z powrotem na łóżko. Dziewczyna usiadła obok mojej głowy i delikatnie głaskała mnie po włosach. Po chwili zasnąłem.

SLASH

Miłość wszędzie. Błee. Już rzygam tymi czułymi słówkami. Jakby nie mogli iść sobie do domu i ruchać się tam.
Założyłem cylinder i wybiegłem z domu na ulicę. Musiałem kupić sobie nowe portki, bo na jedne narzygał mi Steven. Ten ćpun nie zna granic.
Szedłem sobie spokojnie ulicą, gdy nagle jakaś dziewczyna we mnie wpadła. Zdążyłem zauważyć, że to hipiska - miała na sobie kolorowy strój i z szyi zwisało jej mnóstwo korali, wisiorków i rzemyków. Blond włosy spływały po jej ramionach. Spojrzała się, i złapała dłońmi za moje policzki. Odgarnęła mi włosy z twarzy, przyjrzała się i powiedziała:
- Masz bardzo ładne oczy.
Byłem trochę zaskoczony. "A, pieprzyć to".
- Masz ochotę się wybrać ze mną na kawę lub coś, y... Yy... - wyjąkałem.
- Jestem Sarah, ale mów do mnie Sally. Chętnie pójdę. Jak masz na imię? - spytała.
- Saul. Ale wszyscy mnie nazywają Slash. To taki pseudonim artystyczny, czy coś...
- No to chodź, Saul. Na ciastka! - krzyknęła i pociągnęła mnie za sobą do najbliższej kawiarni.

9 miesięcy później.

DUFF

Minęło tyle czasu. Tyle cudownych chwil spędzonych z Lily. Cieszę się, że nadal ją mam, lecz trochę boję się tego dnia. Nie chcę jej stracić.


Siedziałem sobie z Valience na kanapie i oglądaliśmy telewizję. Ona jak zwykle obżerała się - tym razem były to pomidory. Wcinała je bez opamiętania, jak jakiś odkurzacz. Nagle usłyszałem odgłos rozmów i tupania w korytarzu. Zanim zdołałem podejść do drzwi, do pokoju wparowała reszta zespołu i dwie dziewczyny - Elisabeth i Sally. Wszyscy stali i wytrzeszczali oczy na 'bęben' Lily. Pierwszy odezwał się Slash pokazując na moją dziewczynę:
- Urósł ci brzuch od naszego ostatniego spotkania. Duff nie pozwalał nam się do ciebie zbliżać.
- Troszkę się przeziębiłam, a ten panikarz od razu robi z tego aferę. - spojrzałem się na nią z wyrzutem. - No wiesz, że cię kocham Duffy. - pocałowała mnie w policzek. - Daj mi czekoladę, leży na szafce koło kuchni.
Poszedłem posłusznie po paczuszkę, a gdy wróciłem wszyscy kucali wokół szatynki i z wyczekiwaniem wpatrywali się w jej pępek. W pokoju panowała cisza jak makiem zasiał. Zauważyłem, że Lily czuje się dość... Niezręcznie.
- Ej, zostawcie ją w spo... - zacząłem, lecz przerwały mi okrzyki zdumienia i zachwytu.
-Widziałeś to? Tam...
- To...
- Stopa...
- Widziałam stopę dziecka przez brzuch! - podniecała się Sally.
- Przecież to normalne, płód kopie... - powiedziała Valience.
- Dobra, dzięki za wizytę. Papa. - rzekłem i wygoniłem wszystkich za drzwi.


- Zatańczysz? - spytałem Lily i wyciągnąłem do niej dłoń zachęcająco.
Byliśmy w restauracji z okazji... Braku żarcia. Tak się przynajmniej wydawało.
Ująłem jej rękę i tańczyłem powoli do wolnej melodii. Z całej przepełnionej ludźmi sali na parkiecie byliśmy tylko my dwoje. Nagle puściłem jej dłoń i uklęknąłem.
- Wiem, że to trochę oklepane, ale... - powiedziałem i szukałem pierścionka po kieszeniach.

Nigdzie go nie było! Matko Boska! Zapomniałem pierścionka?! Jaki ze mnie debil.
Czułem się głupio, wszyscy się na mnie patrzyli wyczekująco, a ja głupi zapomniałem zabrać najważniejszej rzeczy.  
Niespodziewanie przez drzwi wbiegł zdyszany Izzy, rzucił mi małe pudełeczko i uciekł. Złapałem je, otworzyłem i zapytałem:
- Wyjdziesz za mnie?
Nie odpowiadała. Zacząłem się denerwować. Poczułem, jak motyle latają mi w brzuchu. Opuściłem głowę w dół. Chyba zawiodłem.
Dziewczyna złapała mnie za rękę i pociągnęła do góry. Wstałem. Stanęła na palcach i wyszeptała mi do ucha:
- Tak.
Objąłem ją w talii i delikatnie pocałowałem w usta. Wszyscy bili nam brawa, a my staliśmy tam i byliśmy we własnym świecie. W którym liczy się tylko to, by być ze sobą, razem.

Ze wspominania dobrych, starych chwil wyrwał mnie krzyk Lily dochodzący z sąsiedniego pokoju. Wbiegłem do sypialni. Stała przy łóżku i trzymała się kurczowo za brzuch. Po nogach spływały jej strugi bezbarwnego płynu, który wyglądał jak woda. Spojrzała mi się głęboko w oczy i powiedziała:
- Zaczęło się.

6 komentarzy:

  1. Po kolei, po kolei.
    Jeszcze raz mi powiesz, że nie lubię twojego opowiadania to.. To... To przez trzy dni nie będę się do ciebie odzywać, o! Czy do ciebie nie dociera, że ja je uwielbiam? Że uwielbiam to, że piszesz o czymś, że piszesz romanse, którymi nie rzygam jak większością romansów, że to jest napisane, że każdy rozdział jest napisany ładnie i lekko, że czytanie sprawia mi przyjemność, że lubię twoich bohaterów... Niech to do ciebie dotrze, Becia! Bo... Bo nie będę z tobą grać w MMO. Dobra, te szantaże są naprawdę idiotyczne i nigdy takich głupot nie piszę, ale wkurwiasz.
    Kłótnia o ciąże była w sumie do przewidzenia, no bo jak by się nie kłócić, gdy idzie o życie? O ludzkie życie no! Mam nadzieję, że nie będziesz znowu zabijać bohaterów. Nawet jeśli chodzi o jednego. Wątek z Axlem piekielnie mi się podoba. Po prostu... Uwielbiam, kiedy się porusza w fanfikach jakieś jego problemy i tak dalej. Ach, Rudy przyjmuje pomoc!? To ta El musi być naprawdę z nim zżyta, a on z nią! No mam nadzieję, że tu z Axlem wszystko będzie w porządku. Muah, Slash i Sally, Slash i Sally *_* Następna para, żeby się jarać.
    To jest zajebiste ogólnie. I nie mów mi, nawet nie wspominaj, że nie, bo autorka nie ma tu nic do powiedzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. o ty cholerniku!
    w końcu, tak czekałam!
    śliczny wygląd!
    Blond Hipiska ze Slashem ♥ Romantycznie :3
    i Axl taki bezbronny, dobrze że ma Elizabeth.
    Mam nadzieję że z Lily będzie wszystko dobrze.
    No i wielkie KC <3

    twoja tleniona żyrafka :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście, że chcę abyś mnie dalej powiadamiała :3

    A teraz po kolei. Jak to, trzeba było wybrać między Lily a jej dzieckiem? Nie masz skrupułów kobieto ;_; Ale mimo wszystko mam nadzieję, że jakoś się uda jej wygrać. Wygrać dalsze życie.
    Axl w niewielu opowiadaniach jest tak świetnie opisany, że czasem nie radzi sobie ze swoimi chorobami, a nie jako bezuczuciowa maszyna do zaliczania bezbronnych nastolatek.
    Slash najpierw narzekał na miłość, aż sam na nią wpadł! :D
    KOCHAM TO *o*

    OdpowiedzUsuń
  4. nareszcie coś nowego . jejciu jak ja uwielbiam to opowiadanie *___*
    wybór dziecko a Lily ... trudne . Jednak ja mam nadzieję ,że wybierzesz tę najlepszą opcję czyli Duff Lily i dziecko może być chłopczyk i nazywać się Josh i być kopią McKagana :3
    No tak Slash narzekał na miłość tak narzekał na zakochanych aż sam wpadł na miłość :) to było bardzo urocze. :3
    Myślę o tym co dalej z Axlem .. co z Elizabeth ... ten temat najbardziej mnie zastanawia ,jednak mam nadziję,że wszystko bedzie dobrze.
    jejciu .. kocham twojego bloga i mówię to w 100 % szczerze jest genialny ♥
    czekam na kolejne cuudo *_*

    OdpowiedzUsuń
  5. BORZE, KOCHAM CIĘ ZA TEN ROZDZIAŁ ;_______;
    Duff jest taki... Taki słodki *.* Uroczy i w ogóle, kocham go *.*
    Jeśli miałabym wybierać między dzieckiem a Lily, wybrałabym Lily ;_; Ale i tak dziecko będzie żyło i Lily będzie żyła, i Duff, i wszyscy C: Bo nie pozwalam Ci nikogo zabić, hehehe :3
    STÓPKA *.* STÓPKA DZIECKA *.* OBORZE, BORZE *.*
    Izzy - na właściwym miejscu, we właściwym czasie XDDDDD Bohater pierdolony...

    OdpowiedzUsuń
  6. *o* Uwielbiam Cię!
    Ale Lily przeżyje! Musi! Czeemu nie ma płci dziecka? Chcę wiedzieć czy to będzie mały McKagan!
    Niby nie lubię romansów itp. ale to? To jest świetne *_______*
    I nie zabijaj nikogo!
    Izzy *__________* Jak ja kocham tego człowieka... Wbił sobie do... gdzie oni byli... w restauracji z okazji braku żarcia *__* rzucił pudełeczkiem z pierścionkiem i uciekł xD
    No kurde,no xD. ;__; Chyba koniec tego słodzenia, co? I tego 'komentarza' bo to nudne, co piszę...
    Na koniec jeszcze powiem tyle,że to zajebiste i szczele KROPKĘ
    . <- O!
    A no i oczywiście trafiasz do polecanych, jakby inaczej *.* Zapraszam do mnie:
    http://dustt-n-bones-gnr.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń