poniedziałek, 3 grudnia 2012

Rozdział 1



Otworzyłam oczy. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam była biała, pokryta kafelkami ściana. Oświetlał ją księżyc, musiała być chyba trzecia w nocy. Wszystko tu było sterylne – nie zalęgała się nawet odrobinka kurzu. W końcu to oddział specjalny. Ten chłopak pewnie się tu dostał, bo nie było już miejsca. Nic nie wiedziałam o ostatnich szpitalowych newsach. Chyba spytam się Nancy, jak przyjdzie do mnie przed południem podać tabletki. Obróciłam się na drugi bok. Michael nadal spał. Po chwili ciszy usłyszałam niewyraźne mruczenie. Wstałam z łóżka i z trudem podeszłam do pryczy obok. Usilnie próbował mrugać powiekami, lecz nie za bardzo mu to wychodziło. Rozbudzał się. Opuszkami palców dotknęłam jego powiek i opuściłam je. Potem zamknęłam też rozchylone usta z których wydobywały się ciche próby powiedzenia czegokolwiek.
- Śpij. – szepnęłam.
Usnął. Osunęłam się na łóżko i przytuliłam do kołdry. Po około godzinie udało mi się zasnąć.

DUFF

Otworzyłem oczy, lecz i tak nic nie zobaczyłem, bo świat wirował naokoło. Kurwa, nigdy więcej takiej imprezy.
Dopiero po chwili zorientowałem się, że jestem w szpitalu. Musiałem nieźle się najebać. Nie byłem podłączony do kroplówki, więc wszystko okej. Spojrzałem na łóżko obok. Leżała w nim młoda dziewczyna w spranej piżamie. Wstałem z trudem, bo wciąż kręciło mi się w głowie jak na karuzeli w jebanym Disneylandzie. Złapałem ręką za barierkę pryczy i nachyliłem się w stronę panienki. Była śliczna. Kasztanowe, falowane włosy sięgające jej za ramiona delikatnie się potargały, co dodawało jej uroku. Pełne usta zamknęła w uroczym, delikatnym uśmiechu. Ręce bezwładnie leżały obok reszty ciała. Wydawała się być zgrabna – pod kołdrą zarysowywała się jej szczupła figura. Może była nawet za chuda, w niektórych miejscach odstawały jej kości. Pewnie to wina choroby.
Podszedłem do ramy i przeczytałem kartę pacjenta. Nazywa się Lily Valience, tylko tyle zrozumiałem z tych wszystkich bazgrołów. Nie wiedziałem co jej jest, reszty słów po prostu nie rozróżniałem. Pismo lekarzy jest zajebiste. Czułem wzrastającą frustrację. Musiałem dostać się do reszty zespołu.
Złapałem śpiącą laskę za obojczyki i potrząsnąłem nią.
- Wstawaj! No już! Obudź się! – mówiłem pobudzając ją delikatnymi wstrząsami. Rozchyliła powieki i przetarła je dłońmi.
- O, cześć. Fajnie, że wstałeś.
- No hej. Może powiedz mi, jak się tu znalazłem. Domyślam się, ale wolę mieć pewność.
- Przedawkowałeś. To chyba wszystko. Za dużo hery. – ziewnęła uroczo i usadowiła się lepiej na łóżku.
- Kurwa, wiedziałem… Wiesz może, kiedy stąd wyjdę? – spytałem.
- Daj kartę.
Podałem jej kartkę. Popatrzyła się na nią chwilę a potem oddała bez słowa. Po chwili odezwała się:
- Dwa tygodnie leczenia.
- Co kurwa?! – wrzasnąłem. Nie da się wytrzymać tyle czasu w takim miejscu. – Przecież już się obudziłem, czuję się zajebiście, niby dlaczego miałbym się tu opierdalać tyle czasu?
- Muszą cię przebadać. – powiedziała bliżej przypatrując się niewyraźnemu pismu doktora. – Podejrzewają u  ciebie marskość wątroby. A poza tym, jeśli chcesz wyjść stąd za te dwa tygodnie, a to minimum, musisz nie brać przez ten czas żadnych używek. Wszystko jest na tej karcie. – rzekła oddając mi papier.
Kurwa, ja nie wytrzymam! Ale jeśli chcę żyć jeszcze te 40 lat, muszę wytrzymać. Przynajmniej wyjdzie mi na zdrowie taka przerwa od narkotyków. Ale zaraz… Wszelkich używek? A co z moimi fajeczkami? Trudno, Steve mi załatwi paczkę dziennie. Powiem mu, że jest moim najlepszym przyjacielem, to zrobi co zechcę.
- Kurwa. – mruknąłem i rzuciłem się na łóżko. – Dobra, wytrzymam. Tak w ogóle, jestem Duff. Michael to moje stare imię.
- Lily. – powiedziała podając mi rękę. Zauważyłem, że kącik jej ust drgnął lekko, lecz nadal się uśmiechała. – Miło, że mam współlokatora.
Wyszczerzyłem do niej zęby, lecz po chwili poczułem „głód”. Marlboro wzywa.
- Ja pierdolę, ile bym teraz dał za fajki… - jęczałem. Lily zabrała notes z półki i szybko coś zanotowała. – Co piszesz?
- List do mamy.
W tym momencie do pokoju wbiegła reszta zespołu. Nareszcie!
- Witajcie przyjaciele, macie dla mnie prezent pod postacią cudownej biało-czerwonej paczuszki?
- No jasne. – wyszczerzył się Axl i podał mi kartonik. Schowałem go pod materacem. Kilka papierosów na pewno mi nie zaszkodzi.  – Ile tu jeszcze będziesz?
- Dwa tygodnie.
- U.. To nieźle. – odparł Saul wpatrując się w moją koleżankę. Jego oczy świeciły się jakby zobaczył tę dziwkę z tego klubu Go Go niedaleko. Dobrze obciąga.
- Hej laluniu, co u ciebie? – spytał pieprząc ją wzrokiem. Właśnie czesała włosy.
- Cześć. Nie laluniu, tylko Lily, miło mi. I nic ciekawego. Czuję się na siłach, pójdę do łazienki.
Wstała i pokuśtykała do wyjścia. Gdy tylko zakręciła w korytarzu Izzy gwizdnął.
- Jaka dupa, pewnie już ją wyrwałeś. – powiedział Dzwonek wpatrując się w wgłębienie w prześcieradle, gdzie położony był wcześniej jej tyłek.
- Nie. – odparłem. – Ciekawe, na co jest chora.
Axl wziął w dłonie jej kartę. Gdy tylko ją przeczytał, mina mu zrzedła. Patrzył się na nią bez wyrazu. Wreszcie się odezwał, mówiąc:
-Rak kości. Drugie stadium.
Wszyscy zamilkli. Uśmiechy zniknęły nam z twarzy. Za oknem karetka wyjechała. Wyjąca syrena budziła nastrój grozy. Gdy odjechała wystarczająco daleko, nastąpiła cisza.
- Dowiedzcie się więcej i przyjdźcie do mnie jutro. Możecie już iść. – powiedziałem cicho.
Wyszli bez słowa. Obróciłem się w stronę jej szafki. Leżał na niej zeszyt. Oprawiony był w skórę, a na środku okładki widniał kaligraficzny napis „Własność Lily Valience”. Otworzyłem go na ostatnim wpisie, który był niedokończony. Szybko zabrałem się za czytanie.

Droga Mamo

To już trzeci miesiąc w nowym szpitalu. Czuję się tu bezpiecznie, choć jest mi trochę smutno. Nie mam z kim rozmawiać. Zostały mi tylko te listy.

Czuję się dobrze, nie musisz się martwić. Ostatnio gdy Nancy pozwoliła mi iść do łazienki (co rzadko się zdarza), usłyszałam ordynatora. Rozmawiał z którymś z lekarzy, którzy się mną opiekują. Powiedział mu, że to mój koniec i niedługo zejdę z tego świata. Cieszę się, bo nie będę musiała więcej odpowiadać na pytania typu „Jak się czujesz?” i „Czy bardzo boli?”. To denerwujące. Może spotkam tam babcię? No wiesz, w niebie. Bardzo tęsknię i za Tobą, i za nią. Chciałabym już z Wami być, lecz muszę czekać.

Trochę smutno mi jest opuszczać ten świat. Tyle rzeczy jeszcze nie wiem, nie wypróbowałam. 

Ale takie jest życie. Każdy umrze, a w moim wypadku wyszło to  trochę szybciej.

Wczoraj wprowadził się do mojej sali pewien mężczyzna. Ma na imię Duff i wydaje mi się, że mnie nie lubi. Trudno, nie każdy pała do siebie sympatią. Jestem naprawdę

Odłożyłem notes. Więc ona już wie. Byłem zbyt arogancki. Nie mogę tego tak zostawić. Po policzku spłynęła mi łza. Jestem takim idiotą. Nadal nie mogę tego zrozumieć. Po prostu… umrze? Dotychczas czułem się nieśmiertelny. Zaczynam powoli rozumieć, co jest ważne.
Lily weszła do pokoju. Gdy tylko mnie zobaczyła, na jej twarzy zagościł serdeczny uśmiech. Otarłem łzę z policzka, uśmiechnąłem się do niej i pomogłem dojść do łóżka. Nie pozwolę jej umrzeć.

1 komentarz:

  1. O Ty! Ence-pence-kurka-wodna! Narracja Duffa?! NARRACJA DUFFA *___* A zatem się jarajmy jak norweskie kościoły *________*
    Co on tam gada? No co gada? Czy tam myśli, jeden pies...
    Że głowa i karuzele w Disneylandzie :D Było grubo, ciekawe, czy po dupy dzwonili xD I... Ojej :C Dlaczego te wszystkie dziewczyny w opowiadaniach są śliczne? Czemu nie są... no nie wiem... Paskudne, ale ze świetnym charakterem? Chyba znalazłam swoje powołanie blogerki *.* Stworzę taką oto postać! Oczywiście, że mi się nie uda, ale ją stworzę!
    Hej, hej... Hej, kurdęsik, Duff jest wrażliwcem! A dziewczyna ma raka kości i umiera! A on bohatersko nie pozwoli jej umrzeć! Trochę mam problem z wyobrażeniem sobie płaczącego Duffa, a-le ja ogólnie mam problem :D Nie przejmuj się... Fajnie, że dodajesz krótkie notki. Lubię takie! I lecę dalej :D

    OdpowiedzUsuń