LILY
Poprzedni
dzień minął dosyć spokojnie. Dostałam ochrzan za wychodzenie z łóżka, lecz
potem spędziłam czas na miłej pogawędce z Duffem, zanim poszedł na badania. Gdy
wrócił rozmawialiśmy do późna. Był dla mnie bardzo miły, czułam wręcz, że mnie
polubił.
Dziś
naprawdę czułam się dobrze. Gdy wywieźli mnie na kontrolę, którą odbywam co 2
dni. Lekarze nie wyrażali żadnej opinii na temat mojego stanu, może po prostu
odwalają robotę, bo muszą.
Gdy tylko
wstałam, McKagan odebrał od pielęgniarki posiłek dla mnie i przyniósł mi go do
łóżka. Ucieszyłam się. Choć to mały gest, w tych chwilach znaczy dla mnie o
wiele więcej niż pomoc lekarska.
Siedzę w
sali i patrzę się na blondyna. Stoi pod oknem i patrzy się w przejeżdżające
auta. Chyba trochę tęskni za poprzednim życiem.
DUFF
Nie
wytrzymam kurwa! Zaraz wybuchnę!
Próbowałem
być jak najdyskretniejszy, gdy lewą dłonią sięgałem po paczkę fajek. Zauważyła
to. Teraz nie muszę robić tej szopki. Wyciągnąłem je i otworzyłem okno. Już
miałem odpalić pierwszą gdy czyjaś ręka dotknęła mojego ramienia. Obróciłem się
i ujrzałem słodką twarz Lily tuż przed moją. Jedną dłoń delikatnie przycisnęła
mi do piersi, a drugą sięgnęła po papierosy. Nasze dłonie spotkały się. Przez
cały ten czas wpatrywała mi się w oczy, tak, jakby chciała mnie przejrzeć. Gdy
po chwili wyciągnęła mi kartonik z ręki, zgniotła go w niej i wyrzuciła przez
okno. To było dziwne uczucie. Tak, jakby miała wgląd do mojej duszy, potrafi
wpłynąć na moje decyzje. Jest niezwykła.
- Nie pal,
proszę. – szepnęła i osunęła mi się w ręce. Zemdlała. Nie wiedziałem co mam
robić. Sprawdziłem tętno, lecz wyczułem tylko pojedyncze pulsowanie w jej szyi.
Umierała. Musiałem szybko coś zrobić.
- Pomocy!
Zawołaj pomoc! Już kurwa! – wrzasnąłem do jakiejś wystraszonej pielęgniarki
stojącej koło ławki na korytarzu. – Rusz to dupę szmato!
Dziewczyna
skinęła głową i uciekła w stronę sali operacyjnej, która była najbliżej.
- Proszę,
Lily, nie umieraj! Nie rób mi tego! – krzyczałem do niej. Przystawiłem ucho do
jej serca, które momentalnie przyspieszyło, lecz nadal było zbyt ciche. Nagle
poczułem mocniejsze uderzenia. Były coraz silniejsze. Zacząłem odzyskiwać nadzieję.
Spojrzałem na jej zmęczoną twarz. Otworzyła oczy i wyszeptała:
- Duff.
W tym momencie do pomieszczenia wbiegli
chirurdzy z noszami. Wciągnęli na nie Lily i odjechali do najbliższej sali
operacyjnej. Usiadłem na ławce przed ogromnymi drzwiami, za którymi robili nie
wiadomo co z moją Lily. Ukryłem twarz w dłoniach. Jeszcze wczoraj postanowiłem
sobie, że utrzymam ją przy życiu. Wystarczył jeden dzień, by umierała w moich
rękach.
Przez
korytarz przeszło czterech najwyraźniej bardzo rozbawionych czymś facetów. Gdy
pierwszy raz na nich spoglądnąłem, nawet nie rozpoznałem w nich swoich
przyjaciół. W tej okropnej chwili nic dla mnie nie znaczyli.
- Dzień
dobry, ćpunie. – powiedział wesoło Axl. Gdy zauważył, w jakim jestem stanie, od
razu sięgnął do kieszeni i wyjął z niej paczkę papierosów. Wyciągnął do mnie
rękę zachęcająco. – Masz, od razu zrobi ci się lepiej.
- Nie. –
mruknąłem zasłaniając się włosami. Nagle stali się poważni. Pierwszy odezwał
się Slash.
- Wszystko
okej? Może pójdziemy na dziwki? Wymknęlibyśmy się przez to okno w twoim pokoju.
Długo nie ruchałeś, może to dlatego jesteś taki dziwny.
-
Wypierdalaj stąd! – wrzasnąłem i uderzyłem go
z pięści w szczękę. Zamachnął się, by mi oddać, lecz Izzy złapał go za
rękę i szepnął mu coś do ucha. Popatrzyli się na mnie chwilę a potem wyszli w
milczeniu.
Minuty
mijały jak wieczność. Nie mogłem wytrzymać z myślą, że coś się jej stało. Po
około godzinie badań wrota otworzyły się i wyszła z nich Lily wspomagana przez
pielęgniarkę. Na mój widok uśmiechnęła się przyjaźnie i wskazała głową drogę do
naszej sali. Sama po chwili poszła w tamtą stronę. Odetchnąłem z ulgą. Szybkim
krokiem zmierzyłem do pomieszczenia. Gdy wszedłem, siedziała już na swoim
łóżku. Usiadłem obok niej. Ręce ścisnęła w pięści i po chwili spytała ze łzami
w oczach:
- Dlaczego
nie pozwoliłeś mi umrzeć?
Zaskoczyło
mnie to pytanie. Właściwie, to dlaczego to zrobiłem? Ja, Duff Rozdziewiczacz,
słynny ćpun i nimfoman nagle zrobiłem się taki wrażliwy na ludzką krzywdę? To
do mnie niepodobne. Może to ona mnie tak zmienia? Po długich minutach
zastanowienia odpowiedziałem stanowczo:
- Bo jesteś
dla mnie zbyt ważna.
Wstałem,
poprawiłem jej kołdrę i wyszedłem zostawiając zaskoczoną szatynkę. Postanowiłem
przeprosić Slasha. Na szczęście jestem tu tylko kontrolowany, więc mogę chodzić
po całym budynku szpitala. Gdy dążyłem do recepcji, gdzie wisi telefon
stacjonarny, przez korytarz przebiegła zapłakana, mała dziewczynka. Chudymi
rączkami przecierała mokre od łez oczy. Ubrana była w sukienkę w czerwone
kwiatki i maleńkie czarne buciki. Gdy chciała przebiec obok mnie, zatrzymałem
ją.
- Co się
stało? – spytałem.
- Zgubiłam
się. – wypłakało dziecko. Wtuliło się w moje ramiona. Podniosłem ją do góry i
usadowiłem „na barana”.
- Zaraz ją
znajdziemy. – rzekłem wesoło. Dziewczynka przez całą drogę opowiadała mi, jak
wygląda jej mama i gdzie może być. Gdy wreszcie doszliśmy do głównego hallu,
krzyknęła do mnie:
- Tu jest!
Obok tego zarośniętego pana! – wskazała palcem na widocznie zatroskaną kobietę,
która stała obok… Hudsona. Widocznie czekał, aż się trochę uspokoję.
Postawiłem
dziewczynkę na podłodze. Podziękowała mi i pobiegła do mamy. Saul podszedł do
mnie.
- Pedalisz
się, McKagan. Teraz dzieci i chore dziewczyny, jutro króliczki i małe słodkie
puchate szczeniaczki. Co się z tobą dzieje?
- Nie
zrozumiesz. Sorry za tamto. – mruknąłem. Skinął głową. Podszedłem do biurka
recepcjonistki i bez słowa zabrałem jej kartkę i długopis. Wszyscy patrzyli się
na mnie z oburzeniem w oczach. Napisałem numer mojego konta na papierze i podałem
go Loczkowi.
- Wyciągnij
z niego wszystkie pieniądze. Już.
- Niby jak
mam ci przynieść tyle kasy? Okradną mnie po drodze.
- To daj mi
książeczkę czekową.
Podał mi
plik karteczek. Wypisałem 300 tysięcy dolarów, na razie chyba powinno
wystarczyć. Reszta zespołu nie wiedziała, że od dawna zbieram pieniądze na
dalsze szczęśliwe życie, by nigdy mi ich nie zabrakło. Mam już całkiem pokaźną
sumkę.
Odszedłem
szybko w stronę drzwi ordynatora. Otworzyłem je z hukiem.
- Proszę. –
powiedziałem wyciągając kartkę na biurko. Zdziwiony mężczyzna patrzył się na
mnie jak na idiotę. – Finansuję leczenie Lily Valience. Cena nie gra dla mnie
żadnej roli. Na razie daję tyle, jeśli potrzebne będzie więcej pieniędzy,
proszę się do mnie zwrócić. Do widzenia.
Szybko
wyszedłem z maleńkiego pokoiku. Załatwione. Wróciłem do pokoju. Dziewczyna
spała. Delikatnie dotknąłem jej policzka, tak by się nie obudziła. W końcu sam
usnąłem w swoim łóżku śniąc o tym, że Lily jest zdrowa.
***
7 dni później
Lily
Ostatni
tydzień minął bardzo dobrze. Nie powiedziałam jeszcze Michaelowi, że ten atak
spowodowany był nagłym cofnięciem nowotworu. Lekarze nadal źle wróżą, lecz
pojawiła się nadzieja. To coś nowego w moim życiu.
Bardzo dużo
rozmawiamy z Duffem. Opowiadał mi ciekawe rzeczy na temat swojego zespołu, o
którym wcześniej nic nie wiedziałam. Często zabierał mnie na spacery po
szpitalnych korytarzach. Lubię przechadzać się z nim, bo wtedy mówi mi o tym,
jak wygląda normalny świat. Pewnego razu gdy wstałam z łóżka, do sali wszedł
kurier z ogromnym bukietem róż od niego. Bardzo zbliżyliśmy się do siebie,
tęsknię za nim gdy tylko wychodzi na badania. Gdy skończy mu się czas kontroli
i odejdzie, nie wiem, co się ze mną stanie.
Moja choroba
nie postępuję. Kości coraz rzadziej mnie bolą, a od tamtego ataku właściwie
wszystko idzie lepiej. Lekarze uważają, że to cud.
Cieszę się z
każdego nowego dnia. Choć muszę brać jakieś nowe leki i ciągle chodzić na badania,
czuję, że żyję.
Siedziałam w
pokoju i pisałam kolejny list. Wiem, że mam nie żyje, ale ta czynność pozwala
uświadamiać mi, co naprawdę czuję. Właśnie do pokoju wszedł zmęczony Duff.
Usiadł na moim łóżku i westchnął. Odłożyłam notes i przysunęłam się do niego.
Objęłam go w pasie i wtuliłam twarz w miękkie blond włosy. Po chwili
wyszeptałam mu do ucha:
- Dziękuję,
że jesteś.
Mam nadzieję. Jest nią Duff.
O maj Pejdż! Co ja znalazłam :O POWTÓRZENIA! NORMALNIE TAM SĄ! I PATRZĄ NA MNIE TAKIM WZROKIEM „Spieprzyłyśmy wszystko... Gap się na nas! Gap się!”
OdpowiedzUsuńAle poza tym, to Duff *______________* (Dobra, koniec z tą gimbą)
No... Ale te Gunsiak nieczułe na, kurwa, problemy innych. Proponuję skopać im dupę, kto ze mną?! :D
ZAROŚNIĘTY PAN xD Taki tam Pan Miotełka! Flirtujący z czyjąś obcą matką xDD
Osz w dupełę... Raczysko się wzięło cofnęło o.O A ten oddał tyyyle kasy! Przecież mogli się na te trzysta tysięcy napić po wyjściu ze szpitala ;__; Takie marnotrawstwo :C Soł sed...