poniedziałek, 3 grudnia 2012

Rozdział 2




LILY

Poprzedni dzień minął dosyć spokojnie. Dostałam ochrzan za wychodzenie z łóżka, lecz potem spędziłam czas na miłej pogawędce z Duffem, zanim poszedł na badania. Gdy wrócił rozmawialiśmy do późna. Był dla mnie bardzo miły, czułam wręcz, że mnie polubił.
Dziś naprawdę czułam się dobrze. Gdy wywieźli mnie na kontrolę, którą odbywam co 2 dni. Lekarze nie wyrażali żadnej opinii na temat mojego stanu, może po prostu odwalają robotę, bo muszą.
Gdy tylko wstałam, McKagan odebrał od pielęgniarki posiłek dla mnie i przyniósł mi go do łóżka. Ucieszyłam się. Choć to mały gest, w tych chwilach znaczy dla mnie o wiele więcej niż pomoc lekarska.
Siedzę w sali i patrzę się na blondyna. Stoi pod oknem i patrzy się w przejeżdżające auta. Chyba trochę tęskni za poprzednim życiem.

DUFF

Nie wytrzymam kurwa! Zaraz wybuchnę!
Próbowałem być jak najdyskretniejszy, gdy lewą dłonią sięgałem po paczkę fajek. Zauważyła to. Teraz nie muszę robić tej szopki. Wyciągnąłem je i otworzyłem okno. Już miałem odpalić pierwszą gdy czyjaś ręka dotknęła mojego ramienia. Obróciłem się i ujrzałem słodką twarz Lily tuż przed moją. Jedną dłoń delikatnie przycisnęła mi do piersi, a drugą sięgnęła po papierosy. Nasze dłonie spotkały się. Przez cały ten czas wpatrywała mi się w oczy, tak, jakby chciała mnie przejrzeć. Gdy po chwili wyciągnęła mi kartonik z ręki, zgniotła go w niej i wyrzuciła przez okno. To było dziwne uczucie. Tak, jakby miała wgląd do mojej duszy, potrafi wpłynąć na moje decyzje. Jest niezwykła.
- Nie pal, proszę. – szepnęła i osunęła mi się w ręce. Zemdlała. Nie wiedziałem co mam robić. Sprawdziłem tętno, lecz wyczułem tylko pojedyncze pulsowanie w jej szyi. Umierała. Musiałem szybko coś zrobić.
- Pomocy! Zawołaj pomoc! Już kurwa! – wrzasnąłem do jakiejś wystraszonej pielęgniarki stojącej koło ławki na korytarzu. – Rusz to dupę szmato!
Dziewczyna skinęła głową i uciekła w stronę sali operacyjnej, która była najbliżej.
- Proszę, Lily, nie umieraj! Nie rób mi tego! – krzyczałem do niej. Przystawiłem ucho do jej serca, które momentalnie przyspieszyło, lecz nadal było zbyt ciche. Nagle poczułem mocniejsze uderzenia. Były coraz silniejsze. Zacząłem odzyskiwać nadzieję. Spojrzałem na jej zmęczoną twarz. Otworzyła oczy i wyszeptała:
- Duff.
 W tym momencie do pomieszczenia wbiegli chirurdzy z noszami. Wciągnęli na nie Lily i odjechali do najbliższej sali operacyjnej. Usiadłem na ławce przed ogromnymi drzwiami, za którymi robili nie wiadomo co z moją Lily. Ukryłem twarz w dłoniach. Jeszcze wczoraj postanowiłem sobie, że utrzymam ją przy życiu. Wystarczył jeden dzień, by umierała w moich rękach.
Przez korytarz przeszło czterech najwyraźniej bardzo rozbawionych czymś facetów. Gdy pierwszy raz na nich spoglądnąłem, nawet nie rozpoznałem w nich swoich przyjaciół. W tej okropnej chwili nic dla mnie nie znaczyli.
- Dzień dobry, ćpunie. – powiedział wesoło Axl. Gdy zauważył, w jakim jestem stanie, od razu sięgnął do kieszeni i wyjął z niej paczkę papierosów. Wyciągnął do mnie rękę zachęcająco. – Masz, od razu zrobi ci się lepiej.
- Nie. – mruknąłem zasłaniając się włosami. Nagle stali się poważni. Pierwszy odezwał się Slash.
- Wszystko okej? Może pójdziemy na dziwki? Wymknęlibyśmy się przez to okno w twoim pokoju. Długo nie ruchałeś, może to dlatego jesteś taki dziwny.
- Wypierdalaj stąd! – wrzasnąłem i uderzyłem go  z pięści w szczękę. Zamachnął się, by mi oddać, lecz Izzy złapał go za rękę i szepnął mu coś do ucha. Popatrzyli się na mnie chwilę a potem wyszli w milczeniu.
Minuty mijały jak wieczność. Nie mogłem wytrzymać z myślą, że coś się jej stało. Po około godzinie badań wrota otworzyły się i wyszła z nich Lily wspomagana przez pielęgniarkę. Na mój widok uśmiechnęła się przyjaźnie i wskazała głową drogę do naszej sali. Sama po chwili poszła w tamtą stronę. Odetchnąłem z ulgą. Szybkim krokiem zmierzyłem do pomieszczenia. Gdy wszedłem, siedziała już na swoim łóżku. Usiadłem obok niej. Ręce ścisnęła w pięści i po chwili spytała ze łzami w oczach:
- Dlaczego nie pozwoliłeś mi umrzeć?
Zaskoczyło mnie to pytanie. Właściwie, to dlaczego to zrobiłem? Ja, Duff Rozdziewiczacz, słynny ćpun i nimfoman nagle zrobiłem się taki wrażliwy na ludzką krzywdę? To do mnie niepodobne. Może to ona mnie tak zmienia? Po długich minutach zastanowienia odpowiedziałem stanowczo:
- Bo jesteś dla mnie zbyt ważna.
Wstałem, poprawiłem jej kołdrę i wyszedłem zostawiając zaskoczoną szatynkę. Postanowiłem przeprosić Slasha. Na szczęście jestem tu tylko kontrolowany, więc mogę chodzić po całym budynku szpitala. Gdy dążyłem do recepcji, gdzie wisi telefon stacjonarny, przez korytarz przebiegła zapłakana, mała dziewczynka. Chudymi rączkami przecierała mokre od łez oczy. Ubrana była w sukienkę w czerwone kwiatki i maleńkie czarne buciki. Gdy chciała przebiec obok mnie, zatrzymałem ją.
- Co się stało? – spytałem.
- Zgubiłam się. – wypłakało dziecko. Wtuliło się w moje ramiona. Podniosłem ją do góry i usadowiłem „na barana”.
- Zaraz ją znajdziemy. – rzekłem wesoło. Dziewczynka przez całą drogę opowiadała mi, jak wygląda jej mama i gdzie może być. Gdy wreszcie doszliśmy do głównego hallu, krzyknęła do mnie:
- Tu jest! Obok tego zarośniętego pana! – wskazała palcem na widocznie zatroskaną kobietę, która stała obok… Hudsona. Widocznie czekał, aż się trochę uspokoję.
Postawiłem dziewczynkę na podłodze. Podziękowała mi i pobiegła do mamy. Saul podszedł do mnie.
- Pedalisz się, McKagan. Teraz dzieci i chore dziewczyny, jutro króliczki i małe słodkie puchate szczeniaczki. Co się z tobą dzieje?
- Nie zrozumiesz. Sorry za tamto. – mruknąłem. Skinął głową. Podszedłem do biurka recepcjonistki i bez słowa zabrałem jej kartkę i długopis. Wszyscy patrzyli się na mnie z oburzeniem w oczach. Napisałem numer mojego konta na papierze i podałem go Loczkowi.
- Wyciągnij z niego wszystkie pieniądze. Już.
- Niby jak mam ci przynieść tyle kasy? Okradną mnie po drodze.
- To daj mi książeczkę czekową.
Podał mi plik karteczek. Wypisałem 300 tysięcy dolarów, na razie chyba powinno wystarczyć. Reszta zespołu nie wiedziała, że od dawna zbieram pieniądze na dalsze szczęśliwe życie, by nigdy mi ich nie zabrakło. Mam już całkiem pokaźną sumkę.
Odszedłem szybko w stronę drzwi ordynatora. Otworzyłem je z hukiem.
- Proszę. – powiedziałem wyciągając kartkę na biurko. Zdziwiony mężczyzna patrzył się na mnie jak na idiotę. – Finansuję leczenie Lily Valience. Cena nie gra dla mnie żadnej roli. Na razie daję tyle, jeśli potrzebne będzie więcej pieniędzy, proszę się do mnie zwrócić. Do widzenia.
Szybko wyszedłem z maleńkiego pokoiku. Załatwione. Wróciłem do pokoju. Dziewczyna spała. Delikatnie dotknąłem jej policzka, tak by się nie obudziła. W końcu sam usnąłem w swoim łóżku śniąc o tym, że Lily jest zdrowa.
***
7 dni później

Lily

Ostatni tydzień minął bardzo dobrze. Nie powiedziałam jeszcze Michaelowi, że ten atak spowodowany był nagłym cofnięciem nowotworu. Lekarze nadal źle wróżą, lecz pojawiła się nadzieja. To coś nowego w moim życiu.
Bardzo dużo rozmawiamy z Duffem. Opowiadał mi ciekawe rzeczy na temat swojego zespołu, o którym wcześniej nic nie wiedziałam. Często zabierał mnie na spacery po szpitalnych korytarzach. Lubię przechadzać się z nim, bo wtedy mówi mi o tym, jak wygląda normalny świat. Pewnego razu gdy wstałam z łóżka, do sali wszedł kurier z ogromnym bukietem róż od niego. Bardzo zbliżyliśmy się do siebie, tęsknię za nim gdy tylko wychodzi na badania. Gdy skończy mu się czas kontroli i odejdzie, nie wiem, co się ze mną stanie.
Moja choroba nie postępuję. Kości coraz rzadziej mnie bolą, a od tamtego ataku właściwie wszystko idzie lepiej. Lekarze uważają, że to cud.
Cieszę się z każdego nowego dnia. Choć muszę brać jakieś nowe leki i ciągle chodzić na badania, czuję, że żyję.
Siedziałam w pokoju i pisałam kolejny list. Wiem, że mam nie żyje, ale ta czynność pozwala uświadamiać mi, co naprawdę czuję. Właśnie do pokoju wszedł zmęczony Duff. Usiadł na moim łóżku i westchnął. Odłożyłam notes i przysunęłam się do niego. Objęłam go w pasie i wtuliłam twarz w miękkie blond włosy. Po chwili wyszeptałam mu do ucha:
- Dziękuję, że jesteś.


Mam nadzieję. Jest nią Duff.

1 komentarz:

  1. O maj Pejdż! Co ja znalazłam :O POWTÓRZENIA! NORMALNIE TAM SĄ! I PATRZĄ NA MNIE TAKIM WZROKIEM „Spieprzyłyśmy wszystko... Gap się na nas! Gap się!”
    Ale poza tym, to Duff *______________* (Dobra, koniec z tą gimbą)
    No... Ale te Gunsiak nieczułe na, kurwa, problemy innych. Proponuję skopać im dupę, kto ze mną?! :D
    ZAROŚNIĘTY PAN xD Taki tam Pan Miotełka! Flirtujący z czyjąś obcą matką xDD

    Osz w dupełę... Raczysko się wzięło cofnęło o.O A ten oddał tyyyle kasy! Przecież mogli się na te trzysta tysięcy napić po wyjściu ze szpitala ;__; Takie marnotrawstwo :C Soł sed...

    OdpowiedzUsuń